poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Inni o mnie ;)

a dokldniej Magda i Mariusz z postu ponizszego ;)
ja juz nic nie bede pisac bo i tak blado wypadne przy ich slowach ;) poza tym, ze usmialam sie do lez;)
Kolejny raz dodam, ze gdybym wiedziala, ze ten zawod da mi tyle radosci, szczescia, frajdy to bym juz go od dziecka wykonywala ;)

Chcesz to bierz, ale pamiętaj, że na własną odpowiedzialność :))

Stwierdziliśmy kiedyś, że w końcu po 10 latach czas wziąć ślub. Przydałby się fotograf. Najpierw zapukaliśmy do kogoś innego, ale „było zajęte”. Po nitce do kłębka trafiła nam się niejaka Julia Molner. No dobra, zobaczmy, cóż to za persona. Obejrzeliśmy stronę internetową i bloga noooo, pfffffffffff, ehhhhhhh… miny nam zrzedły. Cholera…artystka. Co robić? Ratować się ucieczką? Zatrudnić Pana Władka z foto-zakładu na osiedlu? Dobra damy radę, podejmijmy wyzwanie, spotkajmy się Artystką. A co jeśli ona pije tylko wodę marki Ty Nant, Elsenham w ostateczności Evian i oddycha „innym” powietrzem, prowadzi rozmowy tylko o sztuce i gardzi żartem??? Hmm umówiła się z nami w zwykłej sieciówce… czyżby w La Boheme nie było już miejsc??? 5, 10, 60 min rozmowy i nic. Normalna, nie zblazowana, bez przegięcia, śmieje się z żartów swoich i naszych, pije zwykłą kawę. Phi, może być fajnie. Rozstaliśmy się na kilka długich miesięcy. Kilka dni przed ślubem telefon. Potwierdzamy termin, umawiamy się na odbiór Artystki. W dniu ślubu ja jeszcze w fazie domalowywania twarzy, dzwonek do drzwi mieszkania znajomych, wpada Artystka. Od progu entuzjazm, śmieje się, no co najmniej jakby sama ślub brała. Ma wzrostu tyle, żeby sobie po pasku od aparatu nie deptać - nie więcej, a na plecach 10kg sprzętu. To jeszcze nic...na głowie ma „wiewióreczkę”. Od progu całe jej małe ciało krzyczy o kawę. Dostaje kawę, ale nie siada. Wyciąga broń i strzela we wszystko: znajomi, ja, syn znajomych… to nasze pierwsze zdjęcia. Wchodzi mój tato, trzy minuty i Julia go pacyfikuje. Całą drogę do domu gadają, nawet i mi udaje się wtrącić, okazuje się, że mamy „coś wspólnego” ;). W domu ubieranie i inne atrakcje, a w tle ciągle śmiech Artystki i tak już do końca. Ja zwykle zestresowana, spięta takimi sytuacjami, mój cichy Mariusz, mamy przez to taki luz, że rodzice i Reszta zastanawiają się, czy aby jesteśmy wolni od środków chemicznych w tym dniu. Na dodatek w Kościele też nas rozśmiesza, ale ksiądz nas nie wyrzucił za złe zachowanie. Na weselu bawi się z gośćmi. Na plenerze znowu ubaw jak na kabarecie. Jak wyglądały zdjęcia to nie wiem czy jest sens pisać... wiadomo. Już ciężko coś oryginalnego napisać. Każdy, kto odbiera swoje zdjęcia ma to samo uczucie. Co napisać? Jakiś banał, że te zdjęcia to emocje, nasz charakter itd.? To oczywiste.
W sumie jeden ślub i jedno wesele, jeden plener, kilkanaście spotkań u nas u Niej, na mieście i jeden brzuch. Wiemy już teraz o niej więcej. To są cenne informacje dla przyszłych ofiar.
Po pierwsze Julia pije normalną wodę, wino i kawę, tylko bez piany!!! Kawę w kubku, a nie w zabytkowej porcelanie. Kwestia jedzenia jest ciekawa. Otóż Julia nie jada. Julia się ładuje jak IPOD przez USB. Wystarczy, że Julia zrobi kilka zdjęć, już przebiera nogami jak dziecko. Zasiada do komputera, chwyta ten swój zaczarowany „ołówek” i siedzi tak godzinami jakby ktoś jej włączył opcję LOAD.
Julia nie śpi. A jeśli ktoś wie skąd Julia się wzięła w Polsce, to wie, że arystokraci z tego kraju nie śpią :)))… i wszystko jest jasne. Spokojnie Julia nie gryzie, ale owszem rzuca się na szyję w celu wycałowania i wyprzytulania.
Julia czasem krzyczy. To jest nawet zabawne.
Julia potrafi też terroryzować obsługę wszelkiego rodzaju jadłodajni. Pyta ze słodką miną: a to dobre jest? I niech się strzeże kelner, który przez sekundę się zawaha. Oooo wyciągnie z niego całą prawdę na temat np. naleśnika. Haa potrafi też przekonać straż graniczna dwóch krajów, że dowód osobisty z dziurką jest super i jak najbardziej legalny (LOL).
Na koniec rzecz najważniejsza dla obiektów fotografowanych. Julia ma wadę wzroku. Poważną wadę wzroku od dziecka. Jakie to rodzi konsekwencje? Jeśli stoisz, siedzisz, leżysz, wisisz pod sufitem, wydaje ci się, ze wyglądasz idiotycznie, że miejsce, światło itd nie jest dobre to pamiętaj, że ona i tak widzi to inaczej. Obejrzysz zdjęcia i się zachwycisz tą brudną ścianą za twoimi plecami. Rozbieraj się, ubieraj, uśmiechaj, nie uśmiechaj otwieraj i zamykaj oczy… nie protestuj. Rób co każe, a najlepiej zacznij jej czytać w myślach. Aha i uważaj bo Julia się nakręca po pierwszej karcie;)) i ciężko ją zatrzymać. Dlatego proponuje wziąć ze sobą kanapki…


mnie tak wrylo w fotel, ze chyba tu na dlugo zostane ;)

10 komentarzy:

Jacek Taran pisze...

Nie wiem czego bardziej zazdrościć - Tobie takich klientów, czy Magdzie i Mariuszowi takiej fotograf! :)

Agnieszka Rusinowska pisze...

To wszystko prawda.
Myślałam, że taka moja jedna psiapsióła jest najbardziej zwariowaną kobietą w Układzie Słonecznym ale na imprezie u Smoków gdzie poznałam Ciebie przekonałam się, że nie jedyną... :-D

Hubert Kalinowski pisze...

Przezabawny tekst. Gratuluję klientów, a klientom takiego fotografa :)

Dominik Hamala pisze...

Nom Julia po takich recenzjach to śpi się lepiej :)

www.juliamolner.com pisze...

Dominiku, ja z wrazenia spac nie moge ;)

Ewa Lena Brzozowska pisze...

cudowne!!!! nigdy Cię nie widziałam jak fociłaś ale tak to sobie właśnie wyobrażałam :D

Grzesiek Kuriata pisze...

rewelka, jeszcze mi się mordka cieszy:)

Damian Kaczorowski pisze...

Rewelacyjna, pełna humoru opowieść. Gratuluję Ci podejścia do klienta, a klientom Ciebie. ;-)

smoki pisze...

REWELACJA! Uśmialismy się :-)

Radek Radziszewski pisze...

Świetne !